Polski rynek tekstylno-odzieżowy, któremu wróżono śmierć


Polski rynek tekstylno-odzieżowy, któremu wróżono śmierć
2015-05-14
Jak radzą sobie polskie szwalnie? Przeczytaj o wyzwaniach, jakie stawia obecnie rynek.

XIX-wieczna ziemia obiecana, czyli jeden z największych wówczas na świecie ośrodków przemysłowych, rozciągała się na terenie Łodzi i okolic. Niestety transformacja ustrojowa, a potem postępująca globalizacja, w latach 90-tych XX wieku zaprowadziła polski przemysł tekstylno-odzieżowy na skraj przepaści.

Przeczytaj również:

Branża jednak nie upadła. Wbrew wszelkim prognozom powoli rozkwita na nowo. Jak podaje Związek Pracodawców Przemysłu Odzieżowego i Tekstylnego, w 3 ostatnich kwartałach 2014 roku zaobserwowano wzrost produkcji o 10,6 proc.

Polska szwalnia na tle azjatyckiej konkurentki

Nasze szwalnie - jak się okazuje - wcale nie muszą konkurować z zalewem taniej odzieży z dalekiej Azji i innych krajów. Znajdują dla siebie niszę, która zatrudnia ponad 100 000 ludzi. Zapotrzebowanie na pracowników jest o wiele większe, ale niestety nie zostaje ono zaspokojone. Brakuje chętnych do pracy w szwalniach, od jakiegoś czasu próbuje się nawet odczarować słowo „szwaczka", aby brzmiało dumniej, na przykład „konfekcjoner odzieży".

Szwalnie odzieży w naszym kraju to w dużej mierze niewielkie firmy. Nie mają tych samych mocy produkcyjnych co wielkie fabryki w Azji. Brakuje dużych zakładów szyjących na większą skalę. Obecnie na polskim rynku działa ponad 31 000 producentów odzieży, głównie drobnych.

Odzież z krajów azjatyckich - ze względu na koszt pracy - jest dużo tańsza, ale tak naprawdę wyprodukowanie zwykłego t-shirtu w Polsce nie przekracza 20 zł. Dobrej jakości sukienkę można kupić (już w detalicznej cenie) za niespełna 100 zł, zwykle jest to 200-300zł, ale zależy, gdzie szukamy.

Ubrania produkowane w Polsce, które posłużą na dłużej niż azjatyckie odpowiedniki, można nabyć m.in. w podłódzkim centrum Ptak. Również niektóre sklepy internetowe współpracują z polskimi szwalniami, sprzedając - obok tańszej importowanej odzieży - tę lepszą, polską.

Tak naprawdę cena, która poznajemy na sklepowych półkach, nie oznacza tylko kosztu produkcji, logistyki, reklamy itd. Światowe marki produkują w Azji za grosze, ale sprzedają dobry jakościowo towar za ogromne sumy. Cena to przede wszystkim kwestia renomy brandu, nie kosztów szycia.

3 obszary, które gwarantują pozostanie na rynku

Dla polskich szwalni, jak się okazuje, to nie klienci są problemem. Znajdują ich w dużej mierze zagranicą, ale również i w kraju. Produkujemy dla wielu renomowanych światowych marek, ale metka na wszelki wypadek zostaje opisane „made in UE". Wiele ubrań szytych jest na miarę. Uszycie na przykład garnituru na zamówienie to koszt ponad 1000 złotych, ale chętnych zagranicą nie brakuje.

Eksport to nie wszystko. Nie każda polska marka czy projektant przenosi szycie na Wschód. Nadal szyje u nas 20% rodzimych firm. Wiele z nich poprawia także to, co zostało źle uszyte u tańszego producenta poza krajem. Również szycie na miejscu odbywa się często wtedy, gdy jakaś popularna kolekcja błyskawicznie się wyprzeda. Szybką reakcję zapewnia wyłącznie zlecenie produkcji w kraju.

Inna nisza to odzież reklamowa. 1/3 szwalni szyje odzież dla pracowników. Kolejnego klienta stanowią więc służby mundurowe oraz firmy, w których nosi się uniformy.

Wyzwania dla polskiego producenta odzieży

Polskie szwalnie muszą stawiać na rozwój, aby przetrwać. Firmy inwestują w maszyny, których koszt zwraca się zwykle po dwóch latach. Coraz częściej korzysta się również z nowych technologii. Szwalnie produkują na przykład odzież z inteligentnych materiałów pamiętających kształt, termoregulacyjnych, z nanocząsteczkami itp. (typu Hitech. Wave - komentarz)

Wyzwania, które leżą przed polską branżą tekstylno-odzieżową, to zatem nie tylko szukanie klientów zagranicznych (nadal szyjemy dużo taniej niż na zachodzie Europy) oraz inwestowanie w innowacyjność. Musimy także stale podnosić jakość produktów, obsługi i kwalifikacji pracowników, a wtedy pogłoski o śmierci chlubnej niegdyś branży z pewnością okażą się przesadzone. Ci więc, którzy wróżyli polskiej branży tekstylno-odzieżowej śmierć, powinni zmienić profesję - wróżbiarstwo nie jest dla nich.



Nadesłał:

w.jagodzinska

Wasze komentarze (0):


Twój podpis:
System komentarzy dostarcza serwis eGadki.pl