Jak rozwijało się zarządzanie projektami
To młoda dziedzina wiedzy. Ma nieco ponad sto lat, a jednym z ludzi, którzy przyczynili się do jej rozwoju jest Polak.
Adamiecki jako pierwszy
Zmiany pojawiły się na przełomie wieku XIX i XX. To wtedy proste do niedawna zadania zaczęły się komplikować. Trzeba było uwzględnić masę czynników, zarówno wewnętrznych, wynikających z samej struktury projektu, jak i tych zewnętrznych, związanych z uwarunkowaniami. Rosnąca liczba zadań do wykonania oraz ich zróżnicowanie sprawiły, że potrzeba wdrożenia czegoś, co dziś znamy jako zarządzanie projektami stała się wyraźnie widoczna.
W 1896 roku polski ekonomista i inżynier, Karol Adamiecki, publikuje serię artykułów w Przeglądzie Technicznym. Opisuje w nich nowatorską, opracowaną przez siebie, metodę organizacji pracy. Chodzi o proste wykresy, dzięki którym szybko można zorientować się, kto za co odpowiada i ile ma na to czasu. Prace publikuje po polsku i po rosyjsku.
Gantt zgarnia pulę
Rozwiązania tego rodzaju wchodzą do użytku w świecie zachodnim w drugiej dekadzie dwudziestego wieku. W latach trzydziestych są już powszechnie używane, min. przy budowie Zapory Hoovera w USA. Z jednym zastrzeżeniem. Znane są jako wykresy Gantta.
Adamiecki nie znajduje swojego miejsca w nazewnictwie, ponieważ pisze po polsku. Pulę zgarnia Henry Gantt, który swoje wykresy pokazuje dwadzieścia lat po Adamieckim. Zarządzanie projektami to od początku nauka anglosaska (może też francuska, o czym świadczy przypadek Henri Fuyola).
Taylor jako ojciec-założyciel
Niezależnie od roli Gantta, Adamieckiego i Fuyola zarządzanie projektami to w odbiorze większości przede wszystkim Frederick Taylor. To właśnie on wprowadził do przedsiębiorstw strukturę podziału pracy czy pojęcie alokacji zasobów.
To od jego nazwiska wziął nazwę prąd w zarządzaniu zwany tayloryzmem. Proponowane przez Taylora rozwiązania zmieniają oblicze organizacji i przyczyniają się do ich rozwoju. I chociaż z dzisiejszej perspektywy wydają się nieco przestarzałe, warto docenić wkład tego naukowca.
Powojenne przyspieszenie
Na kolejne przyspieszenie trzeba było czekać pół wieku. Lata pięćdziesiąte to czas powojennej odbudowy. To także pierwsze wielkie korporacje, zrzeszające wiele firm, działów, oddziałów. A także dziesiątki tysięcy zatrudnionych pracowników. Taką masę trzeba jakoś kontrolować, dlatego nikt nie szczędzi pieniędzy na innowacje.
Efekt? Kolejne metody organizacji ułatwiające zarządzanie projektami. System CPM w DuPoncie, PERT w marynarce wojennej USA i firmie Lockheed Martin i wiele innych. Pomysłów jest tak wiele, jak wiele jest firm. Koniecznością staje się wypracowanie jednolitych standardów. Pojawiają się stowarzyszenia, które opracowują standardy. Zarządzanie projektami wchodzi w fazę dojrzałą.
Nadesłał:
sbart
|